Oryginalne nie zawsze znaczy dobre, to prawda. Z tym, że nieco nudna zrobiła nam się ta scena i myśl, że czeka kolejny rok kiedy jej liderzy dopiszą w dyskografii kolejne pozycje (tytani pracy zapewne więcej niż jedną) napawa mnie lekkim przerażeniem. Bo co o nich pisać, o co ich pytać? Odpowiedzią na to jest ten miało to wyglądać inaczej. To znaczy o tym, że będą zespoły wiedziałem na wstępie. Z solistami było by za prosto. Łona, Fisz, Eldo, Skorup, (z bólem serca, no ale niestety), Teielte, do tego jeszcze jakiś Prezes czy Król Maciuś Pierwszy dla usatysfakcjonowania forumowych koniobijów. I mamy z głowy. A grupy? Przecież nad Wisłą wciąż rarytasem jest już zespół, gdzie emcees trzymają w miarę równy poziom. Na palcach jednej ręki je zliczyć. A tu jeszcze oryginalność?Planowałem jednak ranking pt. "10 hip-hopowych (no, powiedzmy) artystów, o których nie przeczytasz na Popkillerze". I byłby tam na przykład Napszykłat (hip-hop, który triumfował w Jarocinie? Rzadka sprawa). i tego ciekawostki, o których w Ślizgu byśmy pewnością pisali (najpewniej krytycznie, choć na przemilczenie jednak nie zasługują), a na tym serwisie miejsca zagrzać niestety nie mogą. Doszłyby archiwalne ciekawostki w stylu Dywizjonu Despekt. Tyle, że oryginalny nie znaczy też na siłę radykalny, zdziwaczały i prześmiewczy. Ostatecznie postawiłem na dziesiątkę kontrowersyjną, jednak w żadnym wypadku nie oznaczającą straty WarszawskiZip Skład po drugiej stronie lustra. Hardcore z alergią na fejm i szpan, jeden z nielicznych przykładów grupy, który nie pozwoliła sobie narzucić obowiązującej wizji rapu z ulicy skazując się tym samym na ostracyzm i infamię. Ciężkie, niedoskonałe, fanatyczne, kanciaste, na swój sposób jednak fascynujące nagrania. Uparte, miarowe flow zestawione z deklamacją gdzieś obok bitu. Zwrotki zakorzenione w okopach i schronach, stan permanentnej wojny i przekonania, że ta wojna toczy się przede wszystkim na ulicach. Poglądy wyraziste do bólu, bez populizmu. I to wszystko już w 1998 r. Długo się zastanawiałem czy w ogóle pisać o tak niszowej kwestii, ale wciąż znajdziecie blogi gdzie UW figuruje jako "one of the legendary Polish underground crews". Poza tym Palto Records wróciło. Załatwiono ponoć kwestię remasteringu "Paktu Podziemi", a po wydanej w 2009 roku, zdumiewająco przyciągającej płycie Konstruktora mają być następne!10. Kaliber 44Wyjaśnijmy sobie najpierw dlaczego ten zespół w rankingu oryginalności jest tak nisko. Ano dlatego, że Flatlinerz, że Gravediggaz, że Cypress Hill. Dziękuję. Dlaczego w takim razie jest w ogóle? Bo miksując marihuanę, fantasy, kipiące emocje i romantyzm wypracował własny podgatunek hip-hopu, który trafił do tych, do których hip-hop nigdy (Paktofonika niech będzie wyjątkiem potwierdzającym regułę) później nie dotarł. A "Moja Obawa" to jeden z najwspanialszych momentów naszego rapu. WWOWWO to zespół w stu procentach nasz, swojski, nadwiślański, ze zwrotkami pachnącymi wódką, krwią, schabowym z kapustą. Z odniesieniami do tradycji miejskiego folkloru, z księdzem zaproszonym na bit, z obserwacjami z Polski A i B, z ambicjami przekraczającymi zdrowy rozsądek. Absolutnie zdumiewający jest ten rapowy panslawizm, chęć zjednoczenia wokół siebie sceny europejskiej, a nawet kolonialne ciągotki, które zagnały Sokoła na Kubę. W tym momencie piszę oczywiście z przymrużeniem oka, ale dorobek WWO traktować należy Formacja CmentarzHorrorcore horrorcorem, ale drugiej takiej osobowości jak Ławek, tak charakterystycznego wokalu i rozbudowanego (w bardzo specyficznych dziedzinach) słownictwa próżno szukać. Dochodzi staranna, inna od reszty sceny produkcja Maro, bardzo specyficzny i diablo skuteczny PR, cała ta socjologia w tle i mamy Formację Cmentarz. Spacery po Grochowie nigdy nie będą takie 52 DębiecPrzykład grupy, która znalazła się w złym czasie ze złymi doradcami. Hans powinien być prawą ręką Kazika z dobrym kontraktem w SP Records, a nie facetem zapamiętanym z przaśnej niby-satyry i "dwumetrowego chuja wchodzącego w dupę policjantom". Naturalnym miejscem Deepa byłby zaś Qulturap i otoczenie raperów z poetycko-rewolucyjnym zacięciem (takich jak Majkel, Laikike1 i Kidd) . Niestety, płycie z Bobikiem zbyt blisko do post wu-tangowego nudziarstwa. Cóż, przeszłości nie zmienimy, dla rankingu ważne, że grupa nagrała dwie płyty pełne autentycznych emocji, brudu, odmiennych od reszty spojrzeń jak świat i międzygatunkowych podroży. "Deep i Hans" oraz zeszłoroczny " godne są NiweaNajmocniejsze akta z archiwum Qulturapu. Dawid Szczęsny robi oczywiście kawał dobrej, elektronicznej i bardziej przystępnej, niż można by się spodziewać roboty, ale sukces Niwei to Wojtek Bąkowski Czykita. Mówcie mu Pan Masłowski, mówcie mu że bohemiarz, a najlepiej nic nie mówcie, tylko bijcie brawo. Za to, że wypracował swój język, dukająco-niedopowiedziany, boleśnie lapidarny, fascynująco niedorozwinięty. Uchwycił to zwyrodniałe narzecze z zarzyganych, usmarowanych klatek bloków miast, które kiedyś były wojewódzkie ale już nie są, dialekt łysych gamoni przekonanych, że to co palą to naturalna trawa, widmo klaustrofobii czterech pierdolonych ścian w których nikt już z nikim nie umie rozmawiać. Aż się nie chce wracać do Polski z wakacji w Egipcie i schodzić po kiełbasę do Tesco. Zasłużone 6/6 na w Killa FamillaDruh Sławek - jeden z ojców polskiego hip-hopu - uparcie twierdził w swoim czasie, że Killa Familla nagrała najlepszą płytę na naszym podwórku. Ludzie zaś uważali to za nieszkodliwy ekscentryzm. Czy miał rację? Oczywiście nie, jest piekielnie przekorny, niemniej KF na pewno przydawali kolorytu i cokolwiek abstrakcyjnego poczucia humoru szarej jak tyłek słonia scenie. Wersy o jeżdżeniu śmieciarką? Skrecze na magnetofonie szpulowym? Czytanie Cats myśląc o Jezusie? Atmosfera Crew jako odpowiedź na uliczną Klimę? To będzie uchodzić za szalone do końca świata. Pamiętajmy też kto wydał tę płytę ? ano oficyna samego Tymona Żelazna Brama "Dawno nie było słychać grupy, która w tak ciekawy sposób inspirowała się dobrą polską muzyką lat dziewięćdziesiątych" - słusznie napisano w HIRO. I rzeczywiście, band Płóciennika bardziej wydaje się być wychowany w większym stopniu na Republice niż na Warszafskim Deszczu i lepiej pasowałaby otwierając koncert Maanam niż Molesty. W polskim hip-hopie to ogromnie świeże, poza tym miło patrzeć jak zamykają się kolejne ogniwa ewolucji rodzimej muzyki. Trzymam kciuki, bo to ma klimat, pomysł i nie ma Poema FaktuJak sugerował jeden z internautów, to "muzyka dopracowanych dusz". Inny rzucił w stronę rapera Danego: "Ty czytasz za dużo książek". Wszystko prawda. PF na zawsze będzie upamiętniona jako Ci, z których cut ("płaczę rymami, dlatego nie zobaczysz łez") wyciął Grammatik w jednym ze swoich najsłynniejszych nagrań. Wiedzieć o niej należy więcej - sprawdzić oczywiście wszystkie undergroundowe projekty Danego, a przede wszystkim "A pfuj co tu tak śmierdzi kochanie?!", legal z 2001 roku. Tak mocno wyprzedzał swoje czasy, że znalazłem się wśród wrogów tego wydawnictwa z czasem do niego dojrzewając. Czym właściwie stała się Poema Faktu? Punk-hopem? Bardzo alternatywnym funkiem? Antymuzyką oparta na antyflow? Tu każdy musi sam sobie skreślić to, co niepotrzebne. Najpewniej Poema otwierałaby ranking, gdyby nie jedno. Zaskakująco często mówi się o niej "polskie Company Flow"...2. Nagły Atak SpawaczaWiele osób w środowisku ma ich wyłącznie za błaznów, a to błąd. Kto dał nam pierwszy beef? Kto zaczął w Polsce horrorcore? A potem zupełnie znienacka wyjechał z totalnie porytą elektroniką? Kreatywnością Spawaczy można by obdzielić pół sceny. Bałbym się pomyśleć co dzieje się w głowach tych panów, ale ostatnio kontaktując się z jednym z nich, okazało się, że wszystko jest w nich starannie ułożone. I ciekawa sprawa - od NAS zaczęła się potęga RRX, teraz na projekcie Spawaczy (Cycki i Krew) ma się odbudować. Ciekawe, czy się uda...1. Afro KolektywAfro Kolektyw jest unikalny. Nie, nie dlatego, że Marcin Masecki grał chłopakom na kongach. Nawet czytając teksty Afrojaxa wiemy, że to on. Nikt nie ma takich metafor, tak specyficznego, przekornego poczucia humoru. Woody Allen z domieszką Johna Cleese, ale przede wszystkim Michał Hoffmann we własnej osobie, koronny dowód na potwierdzenie tezy że dzieciaki powinny wychowywać się na De La Soul, a nie Group Home. Od hip-hopu doprawionego funkiem i disco, przez organiczny hip-hop jazz, po efektowne nie-wiadomo-co odnoszące się do nowej fali, house'u, czy klasyki - taka ewolucja w muzyce - nie polskiej, światowej - nie ma precedensu.
Pierwsza dekada XXI wieku to twoje muzyczne preferencje? Lubisz różnorodne utwory w klimacie popu, rocka, dance, hip-hop? W takim razie kanał Radio ZET 2000 jest idealnym wyborem. Oryginalni artyści i muzyka przełomu wieków. Włącz kanał Radio ZET 2000 i przypomnij sobie muzyczny świat sprzed kilkunastu lat. Posłuchaj przebojów takich wykonawców jak: Anastacia, Wilki, Beyonce, ATB, Bruno Mars, Katarzyna Kowalska, Pink, The Black Eyed Peas, Rihanna, Myslovitz. Wybierz kanał Radio ZET 2000 i ciesz się ulubionymi hitami na okrągło.Składanka muzyki Hip Hop do samochodu 2015 przy której podróż stanie się o wiele przyjemniejsza. Wszystkie utwory do pobrania z linku: http://turbobit.net/gg
Jak jednym słowem podsumować lata 90. w Polsce? Pierwszym, które przychodzi do głowy, jest chaos. Form, kolorów, pomysłów i rozwiązań. Po latach opresyjnego systemu Polska pragnie, żeby było nowocześnie, kolorowo, inaczej niż dotąd - manifestuje się to także w tym, jak zmieniły się wnętrza mieszkań. Pierwsza dekada po transformacji ustrojowej w 1989 roku to czas intensywnych przemian: społecznych, ekonomicznych, obyczajowych. Architektura, design i mieszkalnictwo także podlegały przeobrażeniom, zaś ogromny wpływ na ich kształt miał wkraczający w polską rzeczywistość wolny rynek. Dzięki niemu dostępne stały się dziesiątki towarów, wśród których klienci mogli dowolnie wybierać, co było wielką zmianą, zwłaszcza po deficytowych latach 80. Skutkiem ubocznym gospodarki wolnorynkowej stało się jednak także społeczne rozwarstwienie: towarów wszędzie było pełno, ale wkrótce okazało się, że nie wszystkich na nie stać. W mieszkaniach biedniejszych, z racji ograniczeń ekonomicznych, często stoją nadal, nieprzerwanie od lat 60., te same meblościanki i zestawy wypoczynkowe. Wnętrza dekorują niepasujące do siebie myśliwskie trofea, plastikowe domofony, parkiety drukowane na linoleum, detale ze styropianu. Plastik i syntetyczne wykładziny mieszają się z pseudoantykami i bibelotami z minionych lat. Nowoczesny sprzęt RTV i AGD eksponowany jest na ciężkich meblach pamiętających czasy PRL-u - opisuje eklektyczne wnętrza lat 90. Michał Kowalski, architekt ze studia Moving Texture. Powiew nowoczesności Kto jednak mógł, ten starał się sprostać nowym czasom i odmienić wnętrze swojego mieszkania tak, by nie przypominało już o komunistycznym niedostatku. Ci, którzy w latach 90. będą mieć dość kanciastych meblościanek, zamienią je na falujące kredensy; niektórzy wręcz przeniosą do mieszkań materiały modne w wyposażeniu biur: czarne okleiny, imitacje marmurów, żaluzje i skaj. Pokoje zaczną przypominać w swej nieprzytulności halle banków. Mieszkania w blokach z wielkiej płyty zmienią się w imitacje przedwojennych mieszczańskich salonów i gabinetów, we wnętrzach nowobogackich willi osiądą olbrzymie skórzane kanapy - pisze Olga Drenda w książce „Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w czasach transformacji”. Do wnętrz zaczyna masowo wkraczać technologia zabudowy z płyt gipsowo-kartonowych. Rozpoczyna się moda na sufity obniżone z wbudowanymi reflektorami, regały w zabudowie ze ścianek g-k. Wkraczają również motywy dekoracyjne oparte na organicznej formie fali, wycinku koła, zwykle w formie podziałów na podłodze, a nawet pojawiające się w kształcie ścianek działowych. Ciężkie luksfery, panele podłogowe i tapety, mocne pastelowe kolory, kontrasty czerni i bieli, asymetria wymieszana z geometrycznym rygorem, motyw witrażu w oknach i lampach, drewno i cegła - to wszystko gorące trendy lat 90. - mówi Michał Kowalski. Niezależnie od tego, czy wnętrze urządzono kanciasto i kolorowo, czy w stylu szacownego pradziadka, konieczne było wygospodarowanie w nim przestrzeni dla dóbr technologii. Tę dziurę polscy klienci wypełniali w pośpiechu. Musiało się więc znaleźć miejsce na wieżę stereo, telewizor i magnetowid jednej z marek dostępnych najpierw w sklepach Baltony czy Peweksu, a później u rozmaitych przedstawicieli: Otake, Hitachi, Sanyo, Sharp. Wkrótce koniecznością staje się też pokój (lub przynajmniej kącik) komputerowy - opisuje Olga Drenda. Koniec z szarością! Przemiany widać także na zewnątrz. Szare peerelowskie kostki okłada się plastikowym sidingiem, a ponure bloki z wielkiej płyty maluje na pastelowe kolory. O „pastelozie”, jako chorobie dręczącej do dziś polskie miasta, pisał Filip Springer w książce „Wanna z kolumnadą. Reportaże z polskiej przestrzeni”: Niektórzy uważają, że wszystko zaczęło się od Wrocławia. W 1993 roku przy ulicy Świdnickiej stanął Dom Handlowy Solpol. W sto dwadzieścia godzin zaprojektował go architekt Wojciech Jarząbek. (...) Ci, którzy Jarząbka nie lubią, mówią dziś, że kolory budynku wybierała już sprzątaczka, gdy wszyscy inni posnęli. Bo Solpol bywa różowy, miejscami jest zielony, tu i ówdzie grafitowy, w sporej części kremowy, przełamany ciemnym niebieskim. (...) Wielu mieszkańców Wrocławia cieszyło się jednak, że po latach szarości ktoś w końcu odważył się pomalować im kawałek świata. Odważne zestawienia kolorystyczne to jedna z cech stylu lat 90. Fuksjowy róż kontrastuje z morską zielenią zarówno na modnych kreszowych dresach (które szybko stają się jednak synonimem obciachu), jak i na tapicerce równie modnych tzw. wypoczynków: puchatych kanap i foteli. Czerwone obicia skórzanych mebli, wykładziny w esy-floresy lub geometryczne wzory, a także popularne elementy wyposażenia kuchni z różnobarwnego plastiku - od suszarek do naczyń przez miski do sałatek po krzesła - to kolejne plamy koloru w tej coraz bardziej pstrokatej rzeczywistości. Kolorowe są też komplety mebli Flaming - jeden z najbardziej udanych przykładów polskiego wzornictwa lat 90. Zaprojektowane przez Marka Gawlika i Jerzego Schulteka sofy i fotele nadawały się zarówno do domu, jak i biura, można je było dowolnie łączyć w zależności od potrzeb. Konstrukcję wykonano z drewna, obicie zaś z kolorowej skóry lub tkaniny, całość uzupełniały niskie nogi ze stalowych rur. Projekt wpisywał się idealnie w estetykę i potrzeby wczesnego kapitalizmu, w 1997 roku zdobył też wyróżnienie „Dobry Wzór” przyznawane przez Instytut Wzornictwa Przemysłowego oraz nagrodę „Forma 97” w konkursie „Inwestora i Dekoratora”. Zestaw cieszył się ogromnym powodzeniem i dostępny jest w sprzedaży do dziś. Niedobre, bo polskie? Wolny rynek odcisnął swą niewidzialną rękę także na polskim designie. Do Polski wkroczyły zagraniczne marki, dysponujące zaawansowaną technologią, nowoczesnym wzornictwem i wiedzą o skutecznym marketingu, z którymi trudno było konkurować. Zmienia się sposób pracy projektantów, muszą oni przetrwać w warunkach wolnorynkowej konkurencji oraz dostosować się do zmian związanych z nowymi trendami w marketingu. Polscy projektanci, by konkurować ze światowymi markami, mają ogromną drogę do pokonania. Wiele energii będzie wymagało budowanie pozycji polskich marek na światowym rynku, poszukiwanie tożsamości, a jednocześnie innowacyjnych rozwiązań - tłumaczy Michał Kowalski. Potencjał polskiego wzornictwa dostrzeżono jednak za granicą - wizytówką Polski stało się, podobnie jak w czasach PRL, szkło. Krosno eksperymentowało w latach 90. z liniami tematycznymi w całości przeznaczonymi na eksport. Z kolei Bronisław Wolanin odświeżył wizerunek i wypromował na świecie ceramikę z kamionki produkowaną przez fabrykę w Bolesławcu. Powstającym na chybcika nowym prywatnym firmom często brakowało jednak zaplecza technologicznego i biznesowego podejścia do wzornictwa. Z kolei państwowe zakłady nie dostały czasu na przystosowanie się do nowej rzeczywistości. Pospieszna prywatyzacja sprawiła, że wiele z nich po prostu zniknęło. Lukę po nich zapełnił import zagraniczny. Tym bardziej, że to, co zagraniczne, wydawało się wówczas automatycznie lepsze od tego, co polskie. Po kryzysowych latach 80. to, co polskie, nadal kojarzyło się gorzej: z biedą, niedoróbką, ersatzem. Olga Drenda pisze: Polscy projektanci eksportują za granicę, polscy klienci rzucają się zapamiętale na produkty importowane renomowanych firm światowych. Pierwsze oficjalne sklepy otwiera w Polsce IKEA, dla której Polska nie jest już tylko podwykonawcą, ale i obiecującym rynkiem zbytu. Twórca IKEA Ingvar Kamprad przeniósł produkcję do Polski na początku lat 60., gdy szwedzcy producenci i sprzedawcy mebli zaczęli bojkotować jego markę w odwecie za jej politykę niskich cen. Choć słynne na całym świecie proste szwedzkie meble powstawały w polskich zakładach, na polski rynek trafiała jedynie niewielka ich część, tzw. odrzuty z eksportu. Sytuację zmieniło dopiero otwarcie w 1990 roku w typowym dla PRL-u pawilonie-blaszaku na Ursynowie pierwszego sklepu IKEA. Nie tylko IKEA - perły polskiego designu lat 90. IKEA na pewno odmieniła wygląd polskich mieszkań, ale na masową skalę stało się to dopiero w kolejnej dekadzie. Na początku lat 90. powstały i zaznaczyły swoją obecność marki, które stały się wkrótce liderami polskiego rynku meblowego zarówno w kraju, jak i za granicą: VOX, Black Red White czy Forte. Niektórzy uważają, że źródłem ich sukcesu - oprócz dobrego towaru, który spełniał wymogi nowoczesnych oczekiwań - były obcobrzmiące nazwy, które lepiej kojarzyły się klientom w Polsce. Źródłem sukcesu było też bez wątpienia świadome podejście do wzornictwa. Nowe polskie marki meblowe stawiają na wyrazisty design i zatrudniają uzdolnionych projektantów: Tomasza Augustyniaka, Aleksandra Kuczmę. Do najbardziej udanych projektów dekady zaliczamy również: opływowy fotel Cello - zaprojektowany w 1995 roku przez Jerzego Langiera; Flaming - wspomniany już, bardziej modernistyczny w formie, nawiązujący do estetyki Bauhausu zestaw mebli tapicerowanych projektu Marka Gawlika i Jerzego Schulteka (1996); krzesło Delikatne szczęście - nawiązujący do kowalstwa artystycznego i zaskakujący prostotą mebel stworzony przez Macieja Tasiemskiego i Dariusza Swojaka; maszynkę do mięsa Diana - swoim ergonomicznym kształtem miała przypominać kość. Nagrodzony złotym medalem na targach sprzętu użytkowego w Kolonii projekt stworzyła dla Zelmera grupa Triada Design (Marek Liskiewicz, Stanisław Półtorak, Marek Suchowiak); pojemnik z tworzywa sztucznego na pieczywo Lamela - projekt pochodzący z 1993 roku autorstwa Wojciecha Wybieralskiego, Cezarego Nawrota, Krystyny Bałdygi, Andrzeja Bałdygi i Lechosława Skarbińskiego; odkurzacz Meteor - projekt Mariana Krzywdy (1992), Dział konstrukcyjny Zelmer pod kierunkiem Janusza Wody. Lata 90. w Polsce - co zapamiętamy? W ubiegłym roku podczas 8. edycji Festiwalu „Warszawa w budowie” zaprezentowano kolekcję pt. „Wreszcie we własnym domu. Dom polski w transformacji”, która oddawała charakterystyczne cechy wnętrz z lat 90. Znalazły się na niej przypominające maskę Lorda Vadera czarne meblościanki, zwane popularnie „trumnoregałami”, fotele w skóropodobnej tapicerce obok ławo-stołu z blatem z płytek ceramicznych, komplety wypoczynkowe wykończone welurem i pierwsze półki z IKEA. Na ścianie wisiała ozdoba w postaci obrazo-zegaru ze skóroplastyki. To najlepsze podsumowanie tego, jak lata 90. naprawdę wyglądały. Źródło zdjęć: Narodowe Archiwum Cyfrowe, materiały prasowe IKEA Jesteśmy największym serwisem nieruchomości w Polsce Sprawdź Największy serwis nieruchomości w Polsce
Liroy, właśc. Piotr Krzysztof Liroy-Marzec – polski raper, producent muzyczny, przedsiębiorca i polityk. Członek sekcji muzyki rozrywkowej Akademii Fonografi
Składanka najlepszych hitów z lat 90! Największe hity tamtych lat! Niezapomniana muzyka! Subskrybuj, łapkuj, komentuj, udostępniaj!Dziękuję za 4000 subskrypc
Platynowy album Ostrego. Debiuty na pierwszym miejscu krajowej listy sprzedaży w wykonaniu Eldo i DonGuralEsko. Wysokie pozycje zaliczone przez Tedego. Udany "Prosto Mixtape" zmiksowany przez weterana rodzimej sceny, DJ-a 600V, ciekawy album z kobiecym rapem WdoWy, mocna pozycja ze Śląska firmowana przez Lukatricksa znanego długo jako Jajonasz. Dodajmy do tego świetne występy wspomnianych Eldo i Tedego na Superjedynkach oraz walczącego do końca w tym konkursie o tytuł "debiutu roku" Pjusa. Jest świetnie? "W 2009 r. polski hip-hop sięgnął dna. Nie chodzi tu już nawet o poziom artystyczny, bo trafiło się parę dobrych krążków, ale o kwestie wizerunkowe. Żenujący wyczyn Peji i ciągnące się w nieskończoność, coraz to bardziej żałosne przepychanki między raperami stały się pożywką dla mediów, dla których hip-hop jako cyrk, w odróżnieniu od hip-hopu jako kultury zawsze był atrakcyjnym tematem. 2010 r. wydaje się tak spektakularny, gdyż udało się od tego dna mocno odbić. Wypalił element zaskoczenia. Że niby kłótliwe, patogenne kółko wzajemnej adoracji przedstawiło płyty dające do myślenia, dojrzałe, na czasie ze światowymi trendami, a nawet czasem je wyprzedzające?! Jak to możliwe? A jednak" - zauważa optymistycznie dziennikarz "Przekroju" i "Życia Warszawy" Marcin Flint, który rodzimą scenę obserwuje praktycznie od jej początku. Skoro Flint uważa, że tak dobrze nie było od 2001 roku, oddajmy mu jeszcze na chwilę głos. Co takiego sprawia, że zapatruje się tak pozytywnie na nasz rodzimy światek rapowy? "OLiS to margines, mówimy o śmiesznych ilościach sprzedanych krążków, ale kiedy zobaczyłem jak moja matka patrzy z uznaniem na występy Tede i Eldo w Opolu, zrozumiałem jaką pozycję hip-hop sobie wypracował. Z obrzydzeniem spoglądający w stronę hip-hopu znajomi, z uznaniem komentują klip Vienia. Pękają mentalne bariery - i u artystów, i u słuchaczy. Powodów jest kilka. Wszyscy są starsi i siłą rzeczy dojrzewają z wiekiem, szeroka dostępność muzyki sprzyja zaś poszerzaniu horyzontów. Trzecim powodem jest bowiem to, że hip-hop jest inny. Gurala mogę śmiało rekomendować przyjaciołom słuchającym ethno, nad Wdową pochylą się również entuzjaści elektroniki, mało kogo dziwią klasyczni instrumentaliści we wspomnianym teledysku Vienia". Nawet jeśli OLiS rzeczywiście jest marginesem, to sam fakt coraz lepszej sprzedaży polskich płyt hip-hopowych cieszy. Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. Eldo zauważa ze śmiechem, że w końcu spełnił się postulat "kupujcie polskie rap płyty" z nagrania Grammatika "Friko" sprzed niemal dekady. Raper zauważa przy tym, jak ważną rolę - pozytywną - dla młodych fanów hip-hopu spełnia internet. Właśnie ten gatunek chyba najlepiej wykorzystał ekspansję sieci. Popowe gwiazdki wciąż korzystają głównie z nudnych do bólu rozgłośni radiowych. Dla wykonawców muzyki dance atrakcyjne są stacje telewizyjne, bo klipy z udziałem tańczących dziewczyn (co w Stanach jest domeną właśnie hip-hopu, a na naszej scenie przyjęło się średnio) i banalnych refrenów puszcza się często i gęsto. Wydawca płyt i były dziennikarz, Marcin "Tytus" Grabski z Asfalt Records, boomu w żadnym wypadku nie dostrzega i wydaje się być wręcz zmęczony pytaniem na ten temat. Rosnące wskaźniki sprzedaży utożsamia raczej z tym, że do głosu doszło pokolenie ludzi kolekcjonujących oryginalne nośniki. Chociażby dlatego Tytus nie porzucił jeszcze tłoczenia winyli, choć to zabawa wybitnie hobbystyczna. I nawet gdyby nie wszystkie płyty, które "rzuca" do sprzedaży znalazły nabywców, akurat on na ryzyko może sobie pozwolić. W końcu ma w swojej oficynie wydawniczej Ostrego i duet Fisz-Emade. W kontrze do opinii Grabskiego, mamy opinię Hirka Wrony. Jego zdaniem wszystko wygląda obecnie naprawdę okazale. "Już ubiegły rok pokazał poprzez płytę Soboty, że jest miejsce na zaangażowane teksty i dobrą produkcję. Matheo, Sir Michu czy pokazali, że potrafią skutecznie wspierać swoimi produkcjami raperów, którzy mają coś do powiedzenia. Szczerość przekazu oraz niebywały rozkwit tzw. podziemia dał efekt w postaci komercyjnego sukcesu niektórych artystów. Jednocześnie widać również rozwój uznanych firm: Tedego, Peji, Abradaba. Inną sprawą jest i wszystkich produkcji dużych form fonograficznych. Bo z jednej strony szuka się produktów pod Eskę, Zetkę czy RMF, a z drugiej wydaje się pseudo zaangażowane produkcje rockowe. Kolejna sprawą jest pojawienie się wykonawców, których twórczość inspirowana jest hip-hopem: popowego Mroza, dancehallowych East West Rockers czy też funkowo-jazzowej Sofy. I te wszystkie elementy wpłynęły na renesans hip-hopu" - połączył wiele elementów w zgrabną syntezę uznany dziennikarz, który przez wiele lat starał się pomóc rodzimej scenie w przebiciu się do mediów. To przecież za sprawą Hirka gatunek przebił się na festiwal w Opolu, co wielu osobom w Polsce na dobrą sprawę otworzyło oczy na to, że w naszym kraju da się nagrywać muzykę rodem z amerykańskich osiedli. DJ 600 V zauważył w rozmowie ze mną, że hip-hop być może wcale nie zaliczył kolejnego rozkwitu, tak samo, jak nie można było mówić o jego zmierzchu czy też śmierci. Zdaniem legendarnego producenta i didżeja, na którego twórczości i imprezach wychowały się tysiące fanów gatunku w Polsce, rap był i jest tak naprawdę jedyną alternatywą na papkę dominującą w mediach od wielu, wielu lat. I chociaż raz przeżywał lepsze okresy, raz gorsze, to za sprawą takich osób jak Molesta, Peja, ZIP Skład, czy Eldo, ciągle ten hip-hop swoje miejsce miał. Rap w Polsce poradził sobie bez pomocy wielkich sponsorów, wielkich mediów, wielkich pieniędzy pompowanych w produkcję. Czy to oznacza, że możemy mu wystawić laurkę i stwierdzić, że w 2010 roku jest z nim super? "Jako osoba nie związana zupełnie ze sceną hip-hopową, patrzę na nią nie tyle jako na samoistne zjawisko co na część, fragment poskiej muzyki w ogóle. I z tej perspektywy o żadnym boomie mowy nie ma. Cieszą mnie oczywiście nowe płyty Eldo, Czarnej Wdowy, Tedego, Vienia, Hemp Gru. Jestem pełen szacunku dla Tytusa, który już walczy jedenaście lat, a każde wydawnictwo sygnowane przez Asfalt (i nieodżałowane Teeto) trzyma wysoki poziom. Jestem też wdzięczny Kosiemu, Steezowi, Anuszowi za to, że sprowadzili do Polski cykl »Rap History«, czyli cotygodniowe imprezy poświęcone kolejnym rocznikom w ponad trzydziestoletniej już historii tej kultury. Bo jeśli nie znasz i nie szanujesz swoich korzeni jesteś po prostu nikim. Niesłychanie ważną i piękną robotę wykonuje Pono, który prowadząc fundację »Hey Przygodo« wykracza ze swoim rapem poza muzykę. Brakuje mi natomiast erupcji młodych talentów, takich na miarę OSTR-ego, Sokoła, Łony, którzy przebiliby się do powszechnej świadomości - mam nadzieję, że underground to prawdziwa kopalnia talentów, że geniusze słowa Te-Tris czy Muflon to nie jedyne diamenty. I na koniec ostatnia, dość przykra sprawa. Brakuje mi porządnego, solidnego tekstowo, graficznie i dostępnego w każdym kiosku magazynu poświęconego scenie hip-hopowej - specjalistycznego z jednej strony, ale pisanego językiem zrozumiałym dla niewtajemniczonych - ocenia Łukasz Kamiński z "Gazety Wyborczej", który okiem chłodnym potrafi dostrzec wiele kwestii, o których osoby ze środowiska mogłyby zwyczajnie nie pomyśleć. Wydaje się, że z perspektywy 2010 roku naszej scenie hip-hopowej można wystawić solidną czwórkę. Bardziej ze względu na samych artystów, którzy naprawdę regularnie dostarczają nam udane płyty oraz słuchaczy, którzy w końcu zrozumieli, że kupując regularnie płyty i chodząc na koncerty, pomagają artystom w nagrywaniu coraz lepszych płyt. Bez wielkich nakładów finansowych twórcy rodzimego rapu współpracują z twórcami klipów, którzy robią obrazki tak świetne, że aż boli ignorancja stacji muzycznych, nie mających odwagi wspomnianych teledysków puścić. Ważne jest też to, że hip-hop w Polsce rzeczywiście odnalazł swoje miejsce po bardziej alternatywnej stronie nie jako doczepka, tylko jeden z fundamentów. Zgodnie z tym, co mówi Flint: "Wszystko, nie tylko w skali Polski, raczej w skali świata, miesza się w tyglu, hip-hop czerpie i z hip-hopu się czerpie. Interesuje osoby, które nigdy rapem się nie interesowały. Zarówno te bliższe popu, jak i zakochane w alternatywie znajdą coś dla siebie. Żyjemy w czasach posthiphopowych". Jako dowód na to najlepiej posłużą występ Czesława Mozila na płycie WdoWy, udział AbradAba w trasie "Męskie Granie" u boku takich ikon rodzimej muzyki jak Tomasz Stańko czy Wojciech Waglewski. regularnie nominowany jest do różnych nagród w poważnych mediach, chociaż - paradoksalnie - część słuchaczy hip-hopu odwróciła się od niego, zarzucając, że ilość przedkłada na jakość. Vienio z Molesty od dawna bawi się klimatem, bo jak wielokrotnie powtarzał hip-hop to dla niego taka sama miłość, jaką kiedyś był rock i punk. Wszystko idzie zatem w dobrą stronę. I chyba może cieszyć, że wciąż w zgodzie z odwiecznymi zasadami hip-hopu, czyli szczerze, z uśmiechem, pasją i coraz większą otwartością. Jeśli jeszcze rok czy dwa lata temu scena jako całość (fani, artyści) była na rozstaju dróg, to dziś widać wyraźnie, że kolejne kroki wykonano we właściwym kierunku. A to czy kroków tych było dwa, cztery czy osiem, pozostawmy każdemu do indywidualnej oceny.
.